Termin: 21.08.2013
Zachodnia część wyspy Rodos to raj dla osób pragnących poznać bardziej nieskażoną turystycznie Grecję. Tutaj doświadczyłam niesamowitej gościnności Greków, kąpałam się w morzu na pięknej, bezludnej plaży oraz uczestniczyłam w tworzeniu sumy (lokalnego greckiego alkoholu).
Swoje odkrywanie zachodniej części wyspy rozpoczęliśmy w miejscowości Kamiros - starożytnego miasta, jednego z trzech, obok Lindos i Ialissos, najważniejszych doryckich osad na wyspie. Położone na zachodnim wybrzeżu, całkowicie zniszczone prawdopodobnie w wyniku trzęsienia ziemi w 142 r. p.n.e. zostało odkryte w roku 1859. Zachował się oryginalny układ fundamentów, widoczne są również ślady instalacji wodociągowej, fragmenty kolumn i budynków. Warto zobaczyć również ruiny świątyni Pallas Ateny, ołtarz Heliosa, łaźnie, sklepy i domy, cysternę z VI wieku p.n.e. Za czasów swojej świetności miasto leżało nad brzegiem morza, obecnie morze jest widoczne w oddali, tylko z wyższych punktów ruin.
Jeśli tak jak my wybieralibyście się tam w sierpniu to weźcie koniecznie coś na głowę i napoje. Skwar na tak otwartej przestrzeni jest ogromny i można tego nie wytrzymać ;)
Dla nas zetknięcie się z tak ogromnym upałem sprawił, że kolejnym punktem o jakim marzyliśmy była kąpiel w morzu. Na naszej drodze pojawił się niewielki port Skala Kamirou, gdzie na naszych oczach po wyłowieniu ryb mały chłopiec biegł z siecią do pobliskiej restauracji:) To sprawiło, że chwilę później znaleźliśmy się tam na obiedzie :) Ale zanim to nastąpiło właścicielka restauracji pokazała nam malutką plażę, na której nie było nikogo i mogliśmy wykąpać się w orzeźwiającej, przejrzystej wodzie, a miły Grek przyniósł nam krzesełka i parasolkę.
Kastellos góruje prześliczną pozbawioną turystów miejscowością - Kritinia. Życie tam jakby zatrzymało się w miejscu. Uliczki są wąskie, mieszkańcy rozleniwieni słońcem oglądają seriale w czasie siesty a przy domkach rosną papryczki i bakłażany.
Najchętniej zostałabym tam na kilka leniwych dni ale wtedy nie zobaczyłam głównego celu podróży. Embona, bo o niej mowa, to malownicza miejscowość u podnóża góry Atavyros. Słynie przede wszystkim z produkcji wina i sumy (mocny alkohol z wytłoczyn z winogron). Tu także życie toczy się powoli, nikt się nigdzie nie spieszy, a pytanie o drogę może zamienić się w zaproszenie na degustację wina, oliwy własnej produkcji, skończywszy na sumie :) W sklepie, do którego przypadkowo trafiliśmy poznaliśmy przesympatycznego Greka, który tak się z nami rozgadał, że po degustacji wszystkiego co możliwe zaprowadził nas także do swojej destylarni gdzie produkuje wspomnianą wcześniej sumę. Oczywiście nie obyło się bez zakupów - wino i oliwa zakupiona prosto u źródła produkcji to to co uwielbiam :D
Pod koniec dnia udało nam się dotrzeć jeszcze do Siany. Tu również kwitnie produkcja sumy ale także miodu. W jednym ze sklepów był nawet miły polski akcent. Nazwy miodu były podpisane polskimi nazwami :) Ja skusiłam się na tymiankowy.
Ostatnim punktem naszej wyprawy była miejscowość Apolakkia. Tam mieliśmy w planach kupić arbuzy, które są uprawione w całej okolicy. Niestety jak dowiedzieliśmy się w jednym ze sklepów są sprzedawane tylko rano na straganach przy drodze. Lekko zawiedzeni udaliśmy się nad morze zobaczyć zachód słońca. Następnie pełni wrażeń z całego dnia wróciliśmy do Rodos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz